Jako że uciekłem w porę przed ulewą, to popełnię post:
Primo - dobrze widzieć, że Katowice wracają do gry, bo dla ludzi z Krakowa to praktycznie tuż obok i nawet taki leń jak ja może się przejechać.
Secundo - wbrew moim niedawnym twierdzeniom na CFY, istnieją dziewczyny grające w yugioh (o czym się boleśnie przekonałem). Co więcej, są tak zawzięte, że przychodzą na turniej z nogą w bandażach, żeby uśpić czujność przeciwnika.
Tertio - Od jutra trzymam w side decku Noblemana.
Runda 1, vs. wsmbwsmb, Subterror
The Hidden City i
Subterror Fiendess sprawiają, że ta talia w dobrych rękach staje się naprawdę groźna, co mój przeciwnik udowodnił, wygrywając cały turniej z czystym 4-0. Na dzień dobry wstawiłem
Masked HERO Dark Lawa (w ramach ułatwienia sobie rychłego rozstania, wyjąłem już Nordena), który jednak szybko zszedł, nie robiąc nic konkretnego. Subterrory zabiły klina moim Lost Windom, bo ciągle flipowały się w jedną lub drugą stronę, przez co negacja efektu nie trzymała zbyt długo. W G2 walnąłem dwa spore missy, najpierw biorąc zły target pod
Goblin Zombie, a potem zapomniałem w porę uskoczyć Omegą na banisha, co skończyło się dla niego bardzo źle, a dla mnie przegraną. 0:2
Runda 2, vs. Soulstealer, Fluffale
Znowu poległem w starciu z deckiem, którego taktyki po prostu nie znałem. Za późno rzuciłem hand trapy, nie spodziewałem się takiego spamu fuzji (Fluffale we Frightfury, Frightfury w więcej Frightfurów) i oberwałem piękne oTK. Z ciekawych momentów - wbrew moim oczekiwaniom zabłysła
Kasha, która prawie wygrała dla mnie G2, oraz moment w którym tak brakowało mi tunera, że musiałem normal summonować Ghost Ogre'a. :P 0:2
Runda 3, vs. alenart1160, Synchrony
Ta runda to było jedno wielkie "trip down the memory lane", w trakcie którego wspominaliśmy dawne czasy, kiedy to pierwsza tura pierwszego gracza w większości przypadków polegała na zasetowaniu jednego potwora i jednego-dwóch tisów, a special summon to było coś. Co do samej rozgrywki, to talia oparta na synchro monsterkach sprzed dekady po prostu uległa talii opartej na synchro monsterkach współczesnych, jako że w 5D's nie było zbyt wielu sposobów na obejście czegoś takiego jak Beelze. 2:0
Runda 4 vs. Zolirex, Phantom Knights Burning Abyss
Zolirexowi okrutnie dzisiaj karta nie szła. W trakcie drugiej rundy ktoś do niego podszedł i powiedział "wpisz mi wina", na co ten tylko spojrzał na niego beznamiętnym wzrokiem znad swoich kart i rzucił krótkie, acz treściwe NIE, po czym wrócił do gry. W pierwszej grze Solemny zjadły jego karty i otworzyły mi pole do ataku przy użyciu Kaiju, w drugiej rzuciłem Ashkę na jego allurkę, przyblokowałem potworki
Lost Windami i spamowałem zombie, dopóki nie padł. Oczywiście żadna z side'owanych przeze mnie kart nie trafiła do mojej ręki, w szczególności zaś
Flying "C", więc równie dobrze mógłbym grać Firegrassy. 2:0
***
W zasadzie ten turniej był lustrzanym odbiciem mojego poprzedniego występu, tzn. najpierw przegrana z późniejszym zwycięzcą, który przyszedł z nowym deckiem, potem przegrana sprowadzona w dużej mierze przez nieznajomość talii przeciwnika, potem łatwy win, a na końcu wyrównany, satysfakcjonujący pojedynek. Z boosterów z nagrodami wypadła
Ash Blossom & Joyous Spring (ludzie zaczęli się ślinić na sam widok), ale to była jedyna warta uwagi karta. Najlepszy moment turnieju - kiedy Benger przegrywa 2:1 ze smokaczką, po czym dostaje stanowcze polecenie opuszczenia lokalu w hańbie i niesławie (a smokaczka dostaje zasłużone brawa).