Jak ktoś nie zna tej pasty:
Poniższe dzieło jest fikcją literacką. Wszelkie podobieństwo do prawdziwych miejsc, osób i wydarzeń jest zupełnie przypadkowe i niezamierzone. Kappa.
***
Do mojego sklepu z kartami chodzi Komórczak, znany warszawski książe i trader. Pan Komórczak zawsze przychodzi do sklepu w stylówie młodego biznesmena (pan Komórczak jest znanym miłośnikiem kołcza Majka, znanego guru), na którą składają się: czarna marynarka ze zbyt długimi rękawami, perfekcyjnie wyprasowane, jedwabne spodnie z wiecznie odsuwającym się rozporkiem, oraz koszula koloru niebieskiego, uszyta za kasę ze sprzedaży maty Kaliego. Twarz jego wygolona, wygląda jak księżyc w pełni lub obrana cebula, grzywa zaczesana jest do tyłu, a pan Komórczak, posiadający 150cm wzrostu, przechadzając się po sklepie z wypiętą piersią i pozą człowieka sukcesu sprawia wrażenie, jakby przybył właśnie z Domino City z samym poleceniem Króla Gier w ważnej misji.
Pan Komórczak znany jest z tego, że dba o to, co kupują jego współklienci. Zagląda ludziom do koszyka. Czasem pochwali, czasem zatroskany pokręci głową, czasem poradzi, gdy klient kupi Legendary Duelist Pack zamiast prawdziwego boxa Battles of Legend: Light's Revenge, czasami dla rozluźnienia opowie, ilu jego pracowników próbowało popełnić samobójstwo w tym miesiącu. Gdy Pan Komórczak wkracza do sklepu, wielu klientów podąża za nim, aby zobaczyć, co Pan Komórczak kupi. Pan Komórczak wspina się na czubkach palców po karty. Tłum milczy, aby po chwili szepnąć:
"Vendread Reorigin, trzeba też kupić skoro Pan Komórczak kupuje."
Inną razą pan Komórczak idzie na stoisko z counter trapami. Tutaj sprawa jest prosta - kupuje Dark Bribe'a aby negować nim Upstart Goblina. Bardziej odważni podchodzą do pana Komórczaka i pytają:
"Panie Komórczaku, jak zorganizować dobry turniej?"
Wtedy on odpowiada:
"Szanowna Pani, rączki całuję. Potrzebuje pani szczerych chęci i dużego zaangażowania, takiego jak moje. Trzeba wynająć Adgar Plazę w Warszawie lub podobne centrum, rozreklamować event w mediach, zapewnić udogodnienia dla niepełnosprawnych i kobiet w ciąży, a do puli nagród, poza boxami, koniecznie dorzucić ze dwie maty, konsolę i kilka deckboxów. Ustalić cenę biletów, a malkontentom kazać zapłacić dwa razy więcej."
Powtarza też często pod nosem:
"Przede wszystkim zasięgi... Koniecznie nie wolno zapomnieć o robieniu zasięgów!"
Pan Komórczak kupuje też często słowackie tokeny po 5 złotych za paczkę oraz sto przeźroczystych, węgierskich protektorów na karty Szaintkiralyi, które nie tylko są wytrzymałe - ale też tańsze niż inne dostępne. Ludzie często pytają:
"Panie Komórczaku najdroższy! Dlaczego przeźroczyste?"
"Państwo szanowni. Przeźroczyste, gdyż mam w swoim domu prawdziwą drukarkę przemysłową znad jeziora Balaton. Przepuszczam przez nią przeźroczyste protektory, nadrukowując na nie logo LOST SHIPMENT GAMES i uzyskuję naprawde wytrzymałe osłonki na karty. Dbajcie Państwo o jakość swoich protektorów, gdyż każuale używają byle jakich obrazków, jak wizerunku Grumpy Cata, drukując je na szybko rozpadających się protektorach. Dają poznać swoją amatorszczyznę."
Niestety, napotkała mnie raz nieprzyjemna przygoda. Napotkałem raz pana Komórczaka przy stoisku z kartami do Extra Decku. Wziąłem z półki Beelze'a, na co Pan Komórczak zapytał:
"Na SPYRALe i Destrudo ABC?"
Ja, zdziwony:
"Panie Komórczaku, creature odporny na zniszczenie przeciwko efektom bounce'ującym i banishującym bez niszczenia?"
Na to pan Komórczak zaczerwienił się, wrzasnął, wspiął na palce, chwycił za kark i pierdolną mną z całej siły w stoisko z boosterami. Drobne karty rozsypały się naokoło. Ja chciałem się podnieść, lecz przewróciłem się pod tymi wszystkimi kartonikami. Pan Komórczak krzyczał:
"Creature?!? Creature?!? Ty Magicowa swołoczo ty, ja ci pokażę, bucu ty pieroński! W Yu-gi-oh gramy MONSTERY, a nie żadne CREATURES! Zaraz pokażę ci, co się robi z monsterami!!!"
Po czym wrzący ze złości pan Komórczak chwycił zębami jeden booster Code of the Duelist. W jego ustach folia stanowiąca opakowanie roztopiła się natychmiast, więc wziął uzyskane w ten sposób karty i wsadził je do koszulek przeźroczystych Szaintkiralyi. Pan Komórczak ściągnął mi spodnie, rozszerzył anusa, wsypał karty w protektorkach, a następnie zaczął tasować, ciągle mrucząc pod nosem:
"Kriczery, kriczery. Ja mu pokażę, bękartowi z CD Projectu!"
Odbyt mój piekł i bolał, a Pan Komórczak wściekle tasował i przekładał karty. Następnie przewrócił mnie na bok i wyciągnął deck.
"Patrz teraz, jak się w Yu-gi-oh gra, patrz!!!"
Pan Komórczak wyciągnął zza pazuchy kostkę i rzucił, po czym rozpoczął pierwszą turę. Przed moimi oczami zaczął kręcić kombo na World Chailce'ach, wstawiając dwa Firewalle i Grandsoila w pierwszej turze. Nie miałem nawet siły zaprotestować, że Grandsoil jest na banie.
"Tak się robi chore loopy monsterami, tak! Naucz się i nie pokazuj mi się na oczy, dopóki się nie nauczysz!!!"
Następnie odszedł. Ja leżałem z obolałym odbytem na stoisku z kartami, gdy zauważyła mnie obsługa. Byli wyraźnie niezadowoleni z tego, jak wyglądały półki i przez cały dzień musiałem zbierać pojedyncze karty z podłogi i wrzucać je do boosterów. Od tej pory lubię zaskoczyć kumpli na lokalu chorym loopem, oraz przyswoiłem mowę i zwroty właściwe dla gracza yugioh.
Do mojego sklepu z kartami chodzi też Kanashimi Tomo - inny handlarz, znany z nałogowego skupowania szrotu, ale to historia na inną razę.