Szczęście w każdej grze karcianej jest i zawsze będzie, tu nie ma z czym dyskutować. Jedyne, co sprawia, że jedna gra jest bardziej "skillowa" od innej, to to, w jakim stopniu gracz dzięki umiejętnościom jest w stanie zminimalizować (a nie usunąć) wpływ szczęścia na wynik końcowy. Nawet w grach typu poker i brydż szczęście odgrywa rolę. A taki yug czy inny mtg nie ma nawet porównania w "skillowości" do nich.
Dobry gracz yuga może dzięki dobremu deckbuildingowi ograniczyć dead handy i w ten sposób niemal zagwarantować sobie zwycięstwo nad graczem słabszym. Ale właśnie - niemal. Jak już było wspomniane - najlepszy, najbardziej consistent deck może bricknąć dwie gry pod rząd. I co wtedy odegrało kluczową rolę, jak nie szczęście.
Kolejna sprawa - nie da się zbudować decku, by zawsze mieć podobną kombinację pożądanych kart. Raz, że można grać tylko po 3 kopie karty, a dwa, jakby można było grać np. 5 - groziłaby ci ręka złożona z pięciu takich samych. Jakbyś dobry nie był z rachunku prawdopodobieństwa, nie jesteś w stanie wyliczyć takich proporcji kart, by zagwarantować sobie dobrą rękę, gwarantującą sukces w każdym meczu albo chociaż turnieju. Możesz tylko zwiększyć swoje szanse. A tam, gdzie są szanse, a nie pewność - wchodzi szczęście.
P.S. Gdzieś kiedyś przeczytałem o jakiejś karciance, gdzie miałeś dostęp do całego decku w każdej turze, tylko miałeś inne ograniczenia narzucone przez grę. Ale była to karcianka bez czegoś takiego, jak draw. Zależnie od tego, jak wyglądały pozostałe elementy gry, można by powiedzieć, że to faktycznie była karcianka bez wpływu farta.