3
« Ostatnio Rock dnia 16 Październik, 2024, 23:29:09 »
Ćwiczę sobie, bo pamiętam że mam zadanie od Ilidiana, ale chcę to dopracować by styl był jak najbardziej przekonujący. Zapraszam więc na pierwszy rozdział mojego fanfica, mam nadzieję że wam się spodoba ^^
Tłum zaczął gromadzić się przy wyjściu z pociągu, ten powoli zwalniał. Jacek podziękował sobie, że poczekał na miejscu i nie kotłować się przy wyjściu. Nie był jeszcze oswojony z taką ilością osób. Chłopak z małej miejscowości, który dostał się na wymarzone studia ratownicze. Młody mężczyzna nie był w stanie ukryć radości. Jako jeden z nielicznych ze swojej szkoły dostał się na jakiekolwiek studia medyczne, które sobie wymarzył. A na pewno nikt nie dostał się na kierunek lekarski. Silna chęć bycia zawsze najlepszym, ale nie pokazywaniem tego nikomu – można by rzec, że to wizytówka Jacka. Pociąg się zatrzymał, wręcz szarpiąc wszystkimi, którzy już stali gotowi by opuścić prawdopodobnie tylko odświeżony gierkowski wehikuł. Jacek schował telefon do kieszeni, i sięgnął po swoje bagaże. Wielorazowe torby z Dino, w tym schowany był dobytek jeszcze nastolatka. W przyszłym roku koniec bycia młodym chłopakiem, nikt nie powie po dowodzie, że to jeszcze dziecko. Zarzucił szarą bluzę na Siebie i na szarym końcu zaczął opuszczać pociąg, wysiadając na szarym betonowym wrocławskim peronie. Pokierował się na przystanek komunikacji miejskiej, sprawdzając czym mu będzie najłatwiej dojechać na wrocławski rynek. Była niedziela i choć Jacek na razie mieszkał na nadodrzu (z niewiadomego dla niego powodu tam pokoje były troszeczkę tańsze, a perspektywa mieszkania na Psim Polu i ponoć godzinne dojazdy do centrum nie przekonywały go wystarczająco) to stwierdził że wróci na wieczór, spotkać się ze swoimi współlokatorami. Pokój dzielił z dwoma innymi chłopakami, również ze studentami, również z innych wiejskich dziur. Była o dziwo niedziela handlowa, chciał trochę pozwiedzać i może skusić się na jakiejś w miarę niedrogie piwo. Wszak trzeba poznać nowe miasto trochę dokładniej. Wyszedł więc z dworca, wyciągnął telefon i wbił w mapki jak dojechać na rynek. Zobaczył że obok ma przystanek, z którego za chwilę odjeżdżał tramwaj numer osiemnaście. Ruszył w stronę przystanku troszkę się przeciskając przez ludzi. Zdążył jeszcze w biletomacie kupić bilet (Chłopak z ulgą stwierdził że to nie jest trudne, kupił dwudziestoczterogodzinny, bo na razie wydał mu się najoptymalniejszy) I wsiadł do zapchanego tramwaju, gdzie z ledwością odbił bilet. Szybko poczuł się niekomfortowo. Nie lubił takich tłumów, ale wiedział że jeśli chce być ratownikiem, musi przełamywać swoje bariery. Przejechał dwa przystanki, gdzie jakaś starsza pani wytknęła mu to że ma ze sobą dwie torby, po równo wypełnione dodatkowymi ubraniami zeszytami (ceny u niego na wsi były jednak niższe niż w Empiku) i podstawą oraz dwoma dodatkami do Neuroshima Hex. Chłopak wymiatał to w swoim namysłowskim powiecie. Problem w tym, że tam grało w to zaledwie 7 osób na krzyż. Miał nadzieję, że w mieście znajdzie kogoś kto go wreszcie pokona i poduczy się rozgrywki swojej ukochanej planszówki. Chłopak jakimś cudem wysiadł na zamkowej, przeraził go ten szum samochodów. Jacek wytargał swoje torby z tramwaju, po czym sprawdził czy niczego nie zgubił. Szybko stwierdził, że walizka to musi być jedna z rzeczy które musi zakupić. Nie tyle że była ładniejsza, co wygodniejsza. A do tego nie krzyczała tak bardzo, że jest jakimś słoikiem. Chłopak dzielnie ruszył w stronę rynku. Tego rynku który chciał już zobaczyć tyle czasu, ale jeszcze nie nadarzyła się okazja. Mijał kolejnych przechodniów, aż w końcu ujrzał swój cel. Chłopakowi zaparło dech w piersiach. Miał wrażenie, że zamiast szumu ludzi słyszy klasyczną podniosłą muzykę. Chłopakowi aż opadła szczęka z wrażenia. Czas dać w eksplorację!
Chłopak obszedł już rynek trzy razy, badając za każdym razem inny element architektoniczny. W tle przebijała się muzyka jakiś amatorów, którzy byli pretendentami do startów w talent show, gdyby mieli dostatecznie smutną historię. Chłopak wchodził to w jakiejś miejsce to jedno to drugie, ale ceny skutecznie wypychały go na zewnątrz. Aż w końvu wszedł do jakiegoś Feniksa. Ujrzał że to są kolejne sklepy oraz winda.
- Skoro jest tu winda, to wjedziemy najhwyżej jak się da i zwiedzimy wszystko od góry.
Jak powiedział, tak zrobil. Na piątym piętrze nie znalazł nic ciekawego. Czwarte trochę bardziej przykuło jego oko. Jakiejś metalowe ciuchy, glany, stara elektronika. Będąc przy niej i przyglądając jej się usłyszał głosy.
- Dobra, rzucam dwudziestką wszystko powyżej szesnastu daje mi wina.
- Przyzywam to i to i atakuje po grę.
Jacek mimowolnie skierował wzrok w stronę dochodzących głosów i ujrzał na pierwszy rzut oka raj. Przynajmniej dla niego. Ujrzał tam niemalże kryptę schowaną przed światem, różnych facetów ubranych w styl rockowca i nerda jednocześnie, z długimi włosami i jeszcze dłuższymi brodami, lub ogolonych kompletnie na gładko. Miał wrażenie że jego lajkrowo-jeansowe spodnie, biała koszula i szara rozpinana bluza jednocześnie tu nie pasowały i leżały jak ulał. Chłopak zrobił kilka nie pewnych kroków, miał wrażenie że wchodząc tutaj trzeba zachować ciszę jak na cmentarnej sumie. Na szczęście trudne to nie było, bo czarna wykładzina imitująca dywan pod nogami skutecznie wyciszała każdy jego krok. Z tego wszystkiego wyrwało go nagłe „Fak”, rzucone przez jednego z mężczyzn. Po czym usłyszał:
- Dobra lecisz, żadnych hendtrapów.
- Na spokojnie, trochę ręka zbrickowała.set dwie i grasz.
- Okej, alaistar...
Jacek przestał śledzić, bo chciał popatrzeć na inne rozgrywki, a także zapytać się o coś sprzedawcy, a dokładniej o dodatki do Neuroshima Hex. Rozejrzał się i ujrzał szklany kontuar, pod którym były kostki, jakiejś paczki – pewnie z kartami, pomyślał Jacek - pudełka, figurki i inne duperele. Chłopak podszedł i się zapytał:
- Dzień Dobry, przepraszam bardzo, czy ma Pan jakiejś dodatki do Neuroshimy Hex?
- Andrzej jestem, no aktualnie nic nowego, stare już rasy, jakiejś Iron Gang albo Sand Runners, dostawa jest za dwa tygodnie, to powinienem mieć te nowe minidodatki.
- O super, a jest jakaś nie wiem, grupa która czasami w to gra?
- Rzadko teraz, gdzieś się przenieśli ale nie wiem gdzie.
- Rozumiem, dziękuje Panie Andrzeju
- Wystarczy Andrzej, jak masz na imię?
- Yyyy Jacek, jestem Jacek.
- Miło mi, co studencik jakiś? Odkrywamy nowe miasto?
- Tak tak, u Siebie w Namysłowie tam grywałem z małą ekipką, chciałbym czasem to porobić tutaj, we Wrocławiu, ale chyba muszę poszukać.
- Namysłów? k***a naprawdę dobre piwo, Szczególnie to niepasteryzowane, Zajebiste.
- Taaak, niezłe jest no.
- Poradzisz sobie, studiujesz?
Chłopaka zaczynała już drażnić rozmowa. Po pierwsze przerażała go trochę otwartość tego człowieka, a także nie do końca chciał być na dzień dobry kojarzony z piwem. Jacek jednak grał dalej.
- Ratownictwo medyczne, pierwszy rok. – To akurat powiedział z lekką dumą.
Andrzej gdy to usłyszał wyciągnął rękę, do uścisku, jako symbol gratulacji.|
- I się tego trzymaj, mało wdzięczny zawód, ale na przykład gdyby nie twoi przyszli koledzy z pracy mojej córki by nie było. Będzie dobrze. Jak chcesz to zostaw mi swojego fejsa to Ci pomogę znaleźć ekipkę z którą popykasz.
- Dziękuje, a tych Sand Runnersów bym wziął. I tak mam już trochę odłożone na dodatek, najwyżej trochę pierwszy miesiąc będzie szczuplejszy. – Chłopak załamał się swoją składnią, stres brał górę.
- Proszę Cię bardzo, karta czy gotówka?
- Kartą proszę.
Biib trrrrrr – słychać było jak działa terminal, który przyjął tranzakcję.
- Przeszło. Dzięki i powodzenia.
| - Dziękuje, do widzenia.
- Narka!
Jacek wziął pudełko z dodatkiem i odwrócił się na pięcie i już kierował się do wyjścia, bo patrząc po telefonie stwierdził że trzeba jeszcze odpocząć przed jutrem. Wychodząc usłyszał coś, co go zatrzymało...
- Wchodzi drugi blue eyes, efekt spella...
Blue-Eyes? Coś mi to mówi. Niebieskie oczy, niebieskie oczy, co mi to dzwoni. Chłopaka z zamyślenia wyrwało kolejne hasło
- Haaa, Mirror Force!
- Haaa Trap Stun
- A weź idź z tym... GG.
- A co ty myślisz, niebieskookie smoki są niepowstrzymane i przez czas i przez banlisty hahaha!
Niebieskookie smoki. Ja to skądś znam! Ale skąd.
- Przepraszam, przepuścisz nas? – Panowie od figurek chcieli przejść, Jacek niefortunnie przez te teksty zatrzymał się na środku przejścia.
- Yyyy tak tak tak, już
- Odpuść Yugioh odpuść sobie tę Neuroshime i graj w figurki, dużo fajniejsze uwierz przyjacielu
Chłopak Aż się wzdrygnął. Nie był fanem takiej otwartości, a z pewnością nie był do tego rodzaju otwartości przyzwyczajony. To że tam u Siebie każda stara baba przy płocie chciała wiedzieć wszystko i wszystko wiedziała nawet dwieście lat wstecz. Ale by ktoś tak na zień dobry rękę podawal jakiś nieznajomy, kompletnie obcy człowiek, a potem ktoś nazywa go przyjacielem, najprawdopodobniej tylko dlatego że oboje lubią gry bez prądu. Zaraz po tym jak skończył tę myśl, człowiek od niebieskookiego smoka kończył odchrząkać i zaczął mówić:
- Coś jest nie tak z Yugioh? Przynajmniej są tańsze niż te twoje figurki!
- Co najwyżej jedorazowo, za miesiąc dostaniesz nowy dodatek i twój deck zamieni się w Sashę Grey.
- To i tak talia for fan, Ja tam lubię.
- Szukasz zaczepki to na trójkąt, jak brakuje Ci wrażeń. Gramy w fajne gry i tego się trzymajmy, nie bądźmy jak połowa świata nastawiona do siebie tak wrogo jak to możliwe. – Potem zwrócił się do Jacka. – Przepraszam Cię, muszimy już iść.
- Do widzenia. – wydukał Jacek.
Jacek udal się za nimi wbijając wzrok w podłogę. Poniekąd chciał nawiązać z nimi relację. Aczkolwiek chyba nie tak gwałtownie i nie w taki sposób. Chłopak wyruszył już i kierował się do windy w celu opuszczenia budynku i udania się na pomorską. Gdy te wszystkie sytuacje z niego ochłoneły to powolutku zaczął się radować. Czuł że już znalazł jakiś kącik, w którym powinien poczuć się dobrze, w tym przeogromnym mieście. Jedyne co mu chodziło po głowie to dwie nazwy. Yugioh i niebieskooki smok. Chwila! A to nie był Niebieskooki BIAŁY smok? I czy to nie była ta animacja co leciała na polsacie rano za dzieciaka? Muszę to sprawdzić - Pomyślał Jacek. Gdy to stwierdził, to zbliżał się już do celu, do swojego przystanku, a ulicy Pomorskiej. Razem z nim wysiadło kilka dresów, którzy byli strasznie głośno i kultury mieli mniej niż ufajdany rolnik po całym dniu pracy sączący bimberek produkcji swojego szwagra na ławce przed swoją chatką. Co gorsza, wysiedli razem z nim. Stwierdził że szybki krok będzie dobrym rozwiązaniem. Jednak się pomylił.
- E k***a gościu, cho no tutaj.
- Jacek przyspieszył jeszcze bardziej
- k***a stój no jak do ciebie mówie, głuchy k***a jesteś?
- Jacek był już sto metrów od kamienicy
- Mati gonimy go k***a.
Wtedy Jacek puścił się pędęm. Nigdy nie był dostatecznie wysportowany, ale po tonie głosu i zachowania grupy szybko wydedukował, że są przeciwie nastawieni w porównaniu do ludzi, których jakiś czas temu spotkał w Feniksie. Gdy dobiegał do budynku gdzie mieszkał usłyszał tylko „Jeszcze cie suczko dorwiemy k***a”. Chyba już wiedział dlaczego ceny są tutaj niższe.
Wszedł do kamienicy i powędrował na czwarte piętro. Wyciągnął klucze przypiętę na łańcuchu do spodni i otworzył drzwi. Przywitał go zapach gotowanej kaszy i tanich pierogów z marketu. Mieszkanie było dosyć przestronne, ale miało jedną wadę: na sześć osób była jedna kuchnia i jedna łazienka. Jacek poszedł do swojego pokoju, gdzie znajdowały się trzy łóżka i na przeciwko dziwna konstrukcja, łącząca jakby wielką szafę z potrójnym biurkiem. Jacek był aktualnie sam. Pewnie Zbyszek był w kuchni a Romek na balkonie palił swoje glo. Chociaż on wolał jak się mówiło że podgrzewa tytoń a nie pali, bo tam nie ma co się palić. Eh ten puryzm.
Jacek szybko się rozpakował ii sięgnął po swojego laptopa. Wpisał frazę Yugioh w wyszukiwarkę. Szybko się zadumał, jakim cudem ta gra wciąż istnieje i nie słyszał o niej prawie nic? Jednak ceny go ubily, ponad trzysta złotych za jakiś zestaw losowych kart? I który wybrać? Czy nowszy znaczy lepszy? Jak się w tym wszystkim połapać? Zniechęcony Jacek zamknął kartę i zajął się swoim nowym zestawem do Neuroshimy. Wtedy wszedł Romek.
- Rany, ale już chłodne te wieczory. Co tam masz? Siema w ogóle.
- Siemka, nowy zestaw do Neuroshimy. Jak tam, gotowy na drugi tydzień studiów?
- Wiesz, ja jeszcze ogarniam plan i co będzie robione na zajęciach, Ale widzę ile jest do robienia i tak szczerze żygoć się chce.
- Zobaczysz że się to opłaci.
- Jasne. W ogóle skąd to masz? Wiem że dzisiaj handlowa to se na sklep azjatycki poszedłem, pokupowałem autentyczne orientalne przyprawy. – Romek aż zamruczał, gotowanie zaraz po obliczaniu całek i jego zerowych szans na poderwanie dziewczyny to była jego ulubiona rzecz.
- Na rynku znalazłem jakiś dom handlowy Feniks, tam to kupiłem. Tam też są jakiejś figurki, karcianki, Yugioh i cholera wie co jeszcze.
- Yugioh, chyba nic mi to nie mówi. Zjesz coś? Tomek zasmrodził pół mieszkania kaszą co prawda ale mam dwa kilo ziemniaków, możemy zrobić jakiejś fajne z piekarnika, ale dodamy azjatycki twist.
- Chętnie. Pomogę CI, okej?
Romek kiwnął głową i w milczeniu opuścili pokój.
Była godzina pietnasta, na dzisiaj Jacek zakończył zajęcia. Większość z nich było klasyczną organizacją, po za jednym wykładowcą, który stwierdził że zrobi kompletną wejściówką. Dla Jacka nie była trudna, pytania szły z podręczników do biologii i chemii z Liceum, także nic nowego. Jacek zdecydował się na krótki spacer po parku obok, wzdłuż wody która tam byla. Nie wiedział czy to staw, czy jezioro. Trochę go to jednak ciekawiło. Obszedł całość do okoła, czasami przystawał by popatrzeć na naturę która otaczała tutejszy krajobraz. Już miał końvczyć spacer i udać się na Pomorską, aby uniknąć przygód jak dzień wcześniej, gdy nagle zaczepiła go nie znajoma:
- Siemka, co wiesz o Yugioh?
Jacek ocenił ją wzrokiem, zaintrygował go jej ubiór, który nawet na LGBT wydawał się dziwny. Różowo-zielona świetlista spódniczka, krzywo ucięta za kolanami, przy lewym była krótsza, przy prawym dłuższa. Piersi brzuch żebra i plecy otaczała Granatowa koszulka, która wystawała spod rozpiętej ciemnoczerwonej kurtki, niemalże w krwistym odcieniu. Na nogach miała trójkolorowe martensy, jeden był żółty a drugi pomarańczowy. Na głowie biała czapka skrywała czarnokrucze krótkie włosy. Chłopak nie wiedział co ma myśleć, a tym bardziej co powiedzieć. Po chwili namysłu odpowiedział:
- Wczoraj przypomniałem sobie o jego istnieniu, fajnie było by spróbować, ale nie wiem nawet co by tu kupić, no i najpierw trzeba mieć pieniążki. – Odpowiedział Jacek. Dziewczyna spojrzała na niego i się uśmiechnęła.
- Ja mam karty, już od miesiąca kogoś szukam komu mogłabym to oddać. A co do pieniędzy, wystarczy że postawisz mi dobre wasze jedzenie i będziemy kwita. Mam tu talie blue-eyesów, klasyka gatunku. Co ty na to? Full opcja, z extra deckiem i perfekcyjnym side deckiem. To jak?
Jacka zamurowało. Gdzieś musiał być haczyk. W ogóle mówiła strasznie szybko, nieskładnie, jakby była po trzech kawach albo miała ADHD i nie wzięła leków. Albo wzięła leki na ADHD nie mając ADHD. Z drugiej strony, oferta była kusząca. Najwyżej straci trzy dyszki. Niewielka cena.
- No okej. Maczek jest okej?
- WASZE jedzenie. Nie włoska pizza, nie niemiecki burger, tylko coś WASZEGO, polskiego.
- Zapiekanki?
- O, to brzmi spoko.
Godzinę później jedli zapiekanki w barze Witek, jedli naprawdę dobre zapiekanki. Na stole pomiędzy nimi leżało pudełko z kartami, cżęść Jacek już wyciąŋnął. Każda pojedyńcza opakowana w plastikową przeźroczystą koszulkę. Niezwylke podobał mu się design kart, ich kolory oraz obrazki. Niezręczną ciszę przerwała dziewczyna:
- W ogóle przepraszam, nie przedstawiłam się. Alisa. – Powiedziała podając Jackowi rękę lekko upaćkaną keczupem.
- Mam na imię Jacek. – Również wyciągnął dłoń i doszło do uścisku. Ludzie ich mijali rzucając spojrzeniami pełnych niezrozumienia. Głównie na ubiór dziewczyny. Ta jednak zdawała się tego kompletnie nie widzieć. Wzięła ostatni gryz, po czym przęłknęła niemalże od razu.
- Jacek, dziękuje Ci. Nie mogę się doczekać aż się spotkamy na jakimś turnieju, choć pewnie to nie będzie Wrocław. Ach to miasto tutaj ma niesamowity klimat! Aż szkoda że nie mogę zostać dłużej.
- Czyyli nie jesteś stąd? To jeśli mogę się zapytać gdzie mieszkasz?
Dziewczyna się uśmiechnęła tajemniczo.
- Pozwól że to zostanie tajemnicą. – Rzuciła Alisa przyciszonym i zniżonym głosem. - Ale wierzę że spotkamy się niedługo. Naucz się tylko tasować, bo wielu graczy na to patrzy.
Jacek nawet nie myślał teraz o tym wczorajszym zestawie, mimo że to jest jego ulubiona gra i jakiekolwiek życie po za nauką. Dziewczyna coraz bardziej go intrygowała. Jej ubiór, karty prawie za darmo, Coś tutaj jest nie tak.
- Alisa, opowiedz mi coś więcej proszę, to mi się wszystko nie klei.
- Jutro wszystkiego się dowiesz. – Zahihotała dziewczyna. Była w jego wieku, na pierwszy rzut oka. – Narka!
Dziewczyna opuściła lokal, a Jacek zerknął na telefon. Wpółdo osiemnastej. Cholera, muszę lecieć na chatę by nie wracać tam wieczorem. A może wziąć taksówkę? Nie, już za dużo wydał a do 10 jeszcze kawał czasu. Trzeba się wyspać, jutro rozmowa o pracę która pomoże mu się utrzymać w tym mieście. Jacek spakował karty, oddał talerze i wyszedł z lokalu. Przed pół godziny później był już u Siebie na mieszkaniu. Na szczęście tym razem nie było tłoku w tramwaju ani nie spotkał ludzi z wczoraj. Rozpakował się przy swoim biurku, obok siedział Tomek, który czytał jakąś literaturę, a na łóżku siedział Romek, który coś tam klikał w laptopie. Jacek wyciągnął karty. Zdziwiło go, że były ciepłe. Jakby miały zaraz ożyć. Chłopak szybko wyrzucił te myśli z głowy. Jak kawałki papieru miały by się nagle tutaj zmaterializować, zacząć oddychać i funkcjonować znajdując sobie miejsce w łańcuchu pokarmowym? Albo karty magii i pułapek, znajdując swoje miejsce na ulicy i wyłapując patusów (Romek mu dzień wcześniej w czasie gotowania wyjaśnił że tak ci ludzie są potocznie nazywani). Akurat ta ostatnia myśl go rozbawiła. Przejrzał każdą kartę po kolei, każda była dziwnie ciepła. Odłożył je do pudełka, przebrał się w piżamkę (na którą składały się krótkie spodenki oraz koszulka z Bestiami z Neuroshima Hex), i zaczął sobie czytać książkę poleconą przez wykładowczynie o anatomii. Tę zdobył zaraz po wykładzie w bibliotece na wydziale. I tak czytając te książkę zasnął. Jego współlokatorzy zasneli niedługo później.
Jacek był zaskoczony. Nie tylko jego budzik go nie obudził, nie obudził go żaden budzik. Ani Tomka ani Romka. Było ciemno w ich pokoju. Więc albo coś mu się śni, albo jest jeszcze środek nocy. Szybko stwierdził że śni, gdy usłyszał głos Alisy.
- No wreszcie wstałeś, witaj w równoległym świecie!