A było to tak:
Po chlaniu z kumplami i dwóch godzinach snu wsiadłem w ciapong i trzymając się na energolach dotarłem do lokala. Szybkie pożyczki, ale okazało się, że Halq niestety gdzieś się zawieruszył. Well oh well, zrobienie buildu SSa z uwzględnieniem go ciut na marne. Wsadziłem Ningirsu z powrotem i w sumie wyjebane, as long as it works.
Runda 1 - Michał - Genernajeźdźcy
Puściłem go pierwszego, na widok fielda już wiedziałem, co mnie czeka. Zrobił Harra i Boss Room, toteż kulturalnie grałem tak, żeby przypadkiem nie nadziać się na Generaiderskie cielska. Narobiłem sobie zasobów i jakoś poszło. Wsidowałem jakieś Cyklony, zaczął znowu. Kuji-Kiri z Naglfara i smutny pas. Nie pamiętam dokładnie stanu gry, ale bez fielda w polu deckowi jest strasznie trudno ogólnie. 2-0
Runda 2 - Panda - Dzieciołki Żartownisie
G1 na jakieś 25 minut, zażarte back and forth. Bellkowałem efekty linków po add, co istotne, to przerywałem Kotwicą i jakoś udało się wykręcić win. Stwierdziłem, że pora na tajną broń w postaci playsetu Shiftera. Jegomościa dobrałem, rzuciłem i obroniłem Bellką przed Calledem. Rocksies set pass wobec mojego set 2 pass, no bez followupu jest mi smutno. Rozbił sety z TfyTfy bodaj i scoop. Na trzecią nakręcił się szybko do 1,5k przewagi, miałem okazję iść w Raye po Hayatę, ale za wolno zagrałem, presja źle na mnie działa. 1-2
Runda 3 - Jona - Trójbrygada Zoodiakalna
Było to chyba tak, że znowu cholernie długa G1, gdzie bodaj poległem, bo myślenie boli. Na drugą lepiej i ugrałem, w trzeciej troszkę fuckfest. Dobrałem idealną rękę, aby Kainą nakręcić sobie trochę zdrowia, ale pomyślałem o tym w momencie stawiania podręcznikowego Shizuku pass. Obroniłem się przed potężnym Fraktall beatdown i o mało nie umarłem od Drivera, ale okazało się potem, że timer pikał już w main fazie. 2-2 tudzież remis
Runda 4 - Dawid - Sptaś Się! *cue ptasie odgłosy*
Puściłem go pierwszego, ustawił Shlonga (dla niewtajemniczonych nazywam tak Dragon Lordów), Simorgha i figurkę. Kotwica wyłączyła bounce, Foolish Goods nabił spelle, Jamming w seta i Simorgha, Raye w Hayate kasuje figurkę i innego moba. Gra udana na tyle, że przeważyłem. W drugiej dobrałem 5 spelli i Roze, on dostał ASFa i Shlonga. Paleo pass i 9k w pysk. Na trzecią znowu Shifter zawitał w decku. Pierwszą turę zakończył na potężnym Fraktall beatdown, odbiłem Hayatą raz, ustawił boarda w swoim main 2 po nieudanej kontrofensywie, poprawiłem Hayatą raz drugi, pobawiłem się spellami i timer zapikał. 2-1
Mając 2-1-1 skończyłem o dziwo trzeci. Draft nie obrodził, ale wynik kontentuje mnie niezmiernie. Jak na turniej, na którym powinienem grać jak zombie, całkiem solidnie. Wniosek: j***ć terminację.
Dzięki wszystkim za grę, za pomyłki w raporcie przepraszam i do następnego!