Turniej udany.
Drugie miejsce osiągnięte,
wściekły złoty chłopiec z galak pizzą,
wspomnienia zgarnięte.
Runda 1
Natrafiłem na jegomościa co ogniem wielkich grał,
w pierwszej siła trupów pozwoliła sięgnąć chmur,
choć tylni rząd swój przygotowany miał,
ponury król krzyknął,
odpowiedział mu chór.
W drugiej ognia czułem podmuch,
gimmic chciwości i złota znał doskonale.
Jego zeroboros siłą zapomnianych,
wygraną wytworzył szybko,
nie było to wspaniałe.
W trzeciej midasowa potęga musiała sięgnąć szczytu,
płonące zwierzęta wysłała do niebytu.
Runda 2
Na bohaterów nadeszła wreszcie pora,
Sile panom w spandexie musiałem stawić czoła.
Walczyłem dzielnie lecz w pierwszej poległem,
choć ziemia mą siostrą,
a śmierć jest mym bratem.
w przestrzeń zapomnienia ostatecznie popadłem.
W drugiej storm błyskawic obudził sojuszników,
słyszałem krzyk bitewny ostatnich wojowników.
Gra trzecia to straszna była zmora,
łykając jad okropy głodnego potwora,
nie zważając na nic ruszyłem na stwora.
Lecz światło i okrzyk ostatniego kata,
pozbawił mnie życia.
Historia królów,
krótka była taka.
Runda 3
Jak Ironicznie,
w ręcz makabrycznie.
W pierwszej,
dni obiecanych błyskawic,
stawić czoła musiałem.
Słabości jednak się nie imałem
i gniewem złotych lordów zwycięstwo zyskałem.
W drugiej,
muśnięcie harpii potęgę odebrało,
zwycięstwo w meczu,
ostatecznie się stało.
Runda 4
Krzyk brodacza i złamane stoły,
wahadła ruszyły w monotonne tony.
Pierwsza walka była raczej szybka,
zniszczyłem zegary,
przyparłem do ściany,
tak fantastycznie już nie komicznie,
wyciągnęły swe ręce,
gawiedzi mej zgliszcze.
W dwutakt pora zmienić tempo,
spalili mnie strasznie,
bogactwo przegrałem.
Gorzkiego smaku porażki,
na swych ustach doznałem.
Gra była to już trzecia,
czas nieubłaganie powoli zanika.
Mściciel zarazy,
vendread wspaniały,
ruszył i przebił w skali liczne stany.
W ruinę popadli wahadłowe pany.
Teraz ja wspaniale z uśmiechem złocistym.
Dziękuje wam za turniej,
bez wyjątku,
wszystkim.