Czas i na mnie
.
Dzień przed WCQ miałem jeszcze trochę na głowie, więc za deck zabrałem się dopiero w nocy, ostatecznie pospałem 2 godziny, co nie rokowało dobrze na wyniki w grze.
W drodze do Grudziądza zagrałem duel z Wiśnią, wciągi słabe, byłem załamany, ale stwierdziłem, że może to dobry omen, bo wiadomo jaka korelacja zachodzi między wciągami przed i w trakcie turka
. W międzyczasie okazało się, że wpadnie Fenix, w parę osób udaliśmy się do Mc'a na śniadanie i rozliczenia karciane, oraz ewentualne teamowe pożyczki, oczywiście Nowik "skarbonka teamu" był nieodzowną częścią tego procederu
. Uzbroiwszy teammatteów w odpowiedni arsenał wbiliśmy do MDKu, szybkie deale, spis decklisty na kolanie (Karol, wybacz pismo), pairing!
Runda 1 vs. Maras (Geargiakuri)
Jak to bywa, VAION musi się wzajemnie powybijać na większości eventów, również na tym. Padło na Marasa, więc poczułem, że będzie to dobry sprawdzian dla decku i głowy na resztę turnieju, a i side miałem przemyślany w miarę i ustawiony na BACKROW HATE!
G1 kostka dla Marasa, smuteg ogromny, ale co tam, start bez veilera, więc cóż, kręć panie, nasetował się motzno, ja ręka słaba, bo Goryl i Tenki, niby Wolfbark x2 ratuje tyłek, ale przy tak częstym OTK nie było na co liczyć, więc to jakoś niezbyt dobre karty jugijo na start. Zjadł mnie szybko: MST na Tenki, BTH na goryla, zostałem w tyłku, bronić się średnio było czym, wyliczyłem jego OTK na 8000 więc scoop.
G2 Side 7 kart, na starcie nie doszło chyba nic z tego, ale skoro zaczynałem, to miałem szanse przeżyć i udało się, wiele nie pamiętam, ale zjadłem go prędko.
G3 Marek zaczął setem i 4 tisy, standard XD. Pacze rękę, słit,
Fossil Dyna Pachycephalo w pole, cośtam żeby ją wybronić i niech chłopak kręci plusy XD. Nic nie zrobił, płacz i zgrzytanie zębów, dziubałem go po troszku, prędzej zdejmując dynę gdy byłem w miarę pewien, że nie dam mu się wykręcić za mocno, po drodze wpadły jakieś
Night Beamy, to ja suotko zdjąłem wszystko co mu tam zostało. Maras wpuścił jakoś
Wind-Up Zenmaines, setnął kartę i hejo. Okazało się to być
DNA Surgery, ja w polu z chyba samym
Brotherhood of the Fire Fist - Bear, na łapie
Coach Soldier Wolfbark, na polu na szczęście topnięte w poprzedniej turze
Trap Stun, aktywowałem sobie ładnie Stuna, więc w pole od razu
Brotherhood of the Fire Fist - Tiger King, efekty, szmery bajery.
WIN 2:1Runda 2 vs. Panda vel Klepie, vel Nocturn (Psychic)O jego decku i mechanice nie wiedziałem nic, więc spina bardzo, wiele z tego meczu nie pamiętam, bo i kart zbytnio nie znałem, ogarnąłem to na tyle, że wiedziałem aby bać się Naturia Locków i
Creature Swap playów różnej maści. Deck był dla mnie łaskawy w obu grach, nawet
Black Rose Dragon ani razu mnie nie zabolał. Powoli szedłem po swoje i dotarłem do celu. Remek w G2 zabił sam siebie używając Creature Swap'a gdy miałem na polu setniętego potwora, którym okazał się być
Brotherhood of the Fire Fist - Boar, korzystna wymiana, wraz z dobrym backrowem zaważyły na moim zwycięstwie. WIN
WIN 2:0Runda 3 vs. Lightdeck (DW)Wiedziałem jak boli granie z Lighteckiem, więc trochę zbytnio się zestresowałem, bo pojawiła się odrobina nadziei na 1st Place... no i zaczęły się mnożyć missy... w G1 robiłem debilne ruchy, ale i za wiele do gadania nie miałem mimo wszystko,
Dragged into the Grave kontrolowały moją rękę zbyt mocno.
G2 na plus dla mnie, spiąłem się po missach w ostatniej grze i uszczknąłem trochę z tego bydlęcia zwanego Graphą.
G3 wyrównane, playe niezbyt mocne, ale regularne plusy i kontry pojawiały się co pewien czas. Niestety, znów dosięgła mnie wizja zwycięstwa i gdy dostałem
Skill Drain na twarz nie ogarnąłem, ostatecznie trap został w polu a ja umarłem bez plusów, mimo że większość gry przeważała szalę zwycięstwa na moją stronę. Normalnie debil.
LOSE 1:2Runda 4 vs. Belizariusz (Niebieskooka Smocza Ruletka)No szkoda, że znów timmejt, przez ten pairing straciliśmy nadzieje na opanowanie chociaż połowy TOP4. Z jego smokami miałem jako takie ogranie, jednak nie byłem pewien jaki backrow ostatecznie pogrywa, więc starałem się nie przeginać pały.
G1 ze średnią ręką, ale potem się rozkręciłem, za wiele nie miał do gadania biedulek,
Crimson Blader i odpowiednie kontry tj.
Black Horn of Heaven dały szybki win.
Przed G2 założyliśmy grę bez side decków, powoli plusowałem, stwierdziłem narzucić tempo i ubić Smoka zanim urośnie w siłę, stiwrdziłem, że po co bać się jednego Tisa, ku memu zaskoczeniu
Torrential Tribute zjadło mi 2/3 poty, niestety...
W G3 side już musiał być, na start wpadło mi
Imperial Iron Wall, stwierdziłem że setnę wszystko co dostałem z S/T bo jedno IIW zbyt łatwo zdjąć
Mystical Space Typhoon. Beli nie miał zbyt skowyrnego startu, setnął 3 Tisy i oddał turę, pomyślałem, że to szansa by blindować własnym MST, może trafię jego MST, może nie, miałem taką nadzieję, również taką, że nie ma ich więcej i moje IIW będzie żywe dłuższą chwilę, udało się trafić w jego jedyne MST, więc IIW kontrolowało mi grę po całości, ostatecznie beli setował co popadnie, aby tylko przeżyć. W pewnym momencie udało mu się nawet Normal Summonować
Blue-Eyes White Dragon ale odpaliłem swoje
Torrential Tribute, a efekt
Brotherhood of the Fire Fist - Tiger King wstawił mi dwa poty, beli scoop.
WIN 2:1Ostatecznie liczyłem na drugie miejsce w wypadku zwycięstwa Lightdecka nad Akirą, jednak nie udało się, ostatecznie zająłem trzecią lokatę, będąc odrobinkę złym na siebie za missy z DW. Humor poprawły mi dobre dropy w nagrodach... do wyboru przy moim podejściu miałem przynajmniej 3 Dobre karty Jugijo, ostatecznie wziąłem
Armades, Keeper of Boundaries, a w kolejnej promkowego
Stardust Dragon dla Marka, więc 40zł wpisowego mimo 3 miejsca zwróciło się z nawiązką.
Po turnieju wahałem się nad wyjazdem do Warszawy razem z Mikim i ekipą, bo chłopaki bardzo super chcieli mnie wyciągnąć na trip. Niestety nie chcieli poczekać na mnie godzinki, zanim się zbiorę i ogarnę trejdy/zakupy do końca :D.
Po wszystkim z timmejtami skoczyliśmy na chińszczyznę, zwłoki kurczaka w chrupiącej oprawie całkiem smaczne wow. Browarek i zawijka do domu.
Cały dzionek na plus, super atmosfera i trochę skilla więcej, zobaczyłem znajome ryje, również te, których nie widziałem dłuższy czas. Szkoda tylko, że ekipa z Grudziądza w ogóle nie dopisała i ostatecznie z miasta, w którym było WCQ, stawiła się jedna osoba, zarazem organizator - Karol. Niestety kujawiacy olewają sobie nasze starania, ale jesteśmy jeszcze cierpliwi :D.
Dzięki Karolowi za dobre WCQ
Penis w anus ISIE za słabego kuriera i brak Mat i Deckboxów za WCQ ;/.
Pozdrowienia dla Wawy i graty dla Akiry.
Do zobaczenia na najbliższym turnieju ;)
EDIT: Akira 16 kart w extra XD?