Od dawna nie pisałem żadnych raportów, ale skoro mam czas, to czemu nie.
Dzień prędzej jak to w zwyczaju bywa, trzeba było wprawić się w stan otępienia alkoholowego, niestety prędzej nie miałem czasu, ani sposobności, aby złożyć deck, ponad to Koala zapomniał z Poznania swojego burna, więc na szybko złożyłem mu Blackwinga, żeby mógł sobie chłopak pograć. Do domu zaszedłem koło 1 w nocy, w stanie wskazującym złożyłem deck i side'a, świadom, że raczej jest to mało efektywna metoda na topy.
Turniej zaczął się o 11:50, więc mieliśmy jakieś 5-10min poślizgu. Nie czułem się zbyt w formie, lekki kac i niewyspanie (bo deck robiłem do prawie 4 rano), okropnie się myślało.
Runda 1 vs. Cyfry (LS)Wstęp: Liczyłem, że w końcu na niego trafię, trzeba było się troszkę odgryźć za poprzednie przegrane.
G1: Kostka moja, jak w każdej innej rundzie, wybitny fart. Począłem od razu kleić plusy ze Smoka, z Niedźwiedziem w ręce i dodatkowo Black Hornem w secie, liczyłem na szybkie mordowanie, Cyfry zaczął się kręcić, PoD, dobrał co chciał, Charge po Garotha, potem Recharge, zakleił grave tym co było trzeba, wciska Lumine i Lightray Daedalus w pole, "No ale PoD.", więc cofnął go do łapki, ja w sumie hepi, bo miss solidny, zjadłem Lumine, Moja: pokleciłem plusy, jakiś dmg i zostawiłem pole, Cyfry: Lumina po Lumine, Deadalus spadł z Horna

, nie pozostało mu nic, wkleił w pole jakąś XYZ3, nie miał nic na łapie więc umarł prędko.
G2: Wsidowałem w sumie tylko Dimensional Fissura, który doszedł na startową rękę, niestety w ręce i secie nic poza Tensu, Fissurem, Tensenem, Veilerem i MST, więc przesrane, przez jakiś czas męczył się z Lylą, ale Veiler umożliwił mi dalsze zagranie Fissura, niestety nic nie doszło, umarłem.
G3: Zaczynam, smok w pole, kręce plusy. Cyfry: Trooper, mill, oddał turę. Patrze na łapę, myślę chwile... "Zabijcie to zanim się rozmnoży", hops, wkręciłem 7200dmg, Cowboy - GG.
Podsumowanie: Otk Fistem w drugiej turze? wof.
WIN 2:1Round 2 vs. Koala (BW)Wstęp:Aaa tam, deck który znam na wylot, "tyle monsta removalu, kaluty siem chowajom"
G1: My turn: Smok, plusy, graj. Koala: 2 Whirlwindy w pole, Bora, a ja na to Warning. Zero potków poza smokiem, smutek, no ale biję, Fiendish na twarz, smuteg. Niestety zabrakło kart, Smok padł, ja też, Whirlwindy były mi nikczemne.
G2: No to wsidowałem 2 Soul Takery i Rai-Oha, a co mi zaszkodzi, na startową łapę doszły wszystkie 3, ale nic potworów, i tak przez jakiś czas, ratowałem się czym mogłem, jedna biedna lanca mało dała ochrony, w końcu Tenki, kręcę plusy i jakoś żyję, niestety whirlwind i icarusy pozbawiły mnie przewagi, znów przeszedłem do defensywy, tylko że biernej, bo nie było czym się bronić, myślę Destiny draw: PoD, pickuję nic specjalnego, BoM'a biorę co jeszcze turę pożyje, udało się myślę! Dobieram karcioche, JEEZD potwór, Niedźwiedź save me, zostało mi 300/400HP, więc olaboga, przeciwnik jedna karta w ręce, puste pole, no cóż, szansa jest, Demejdż, tenki w set i graj.
Koala Dobrał Kaluta, wrzucił z ręki Dark Hole'a, a Kalut na dobicie, UMAR w butach.
Podsumowanie: Dedy, płacz i zgrzytanie zębów. Znów tracę szansę na 1st place przez karty, które komuś pożyczyłem xD
LOSE 0:2Round 3 vs. Kehen (DW)Wstęp: Wiem, że Mariusz buduje deck i wiele mu nie zostało, więc zaczynam bać się graphy, co jak co, ale z reguły 3000 to za wiele jak na moje fisty

.
G1: Bear w pole, lanca w set, graj. Kehen: Kręci DW zrzuca graphę i nic specjalnego, dostałem dmg, ale miałem wolfbarka. Moja: Tensu, Xyz - Dweller, do tego drugi Bear na polu, nie miał odpowiedzi, próbował ratować się Graphą, ale backrow był mi tym razem przychylny.
G2: Po szybkim sidzie udało mi się obchodzić jego zagrania, ręki nie miał zbyt zwycięskiej jak na DW, ratował się chyba zenmainesem z TGU, ale Tiger King mówi efektom papa.
Podsumowanie: Dark World, lubię, tylko brak Card Destruction go boli, za niski speed jak na FF
WIN 2:0Round 4 vs. Maras (Gadget)Wstęp: No i jak zawsze jakiś teammate, Wiem, że nie będzie łatwo, jego backrow boli, więc liczyłem na dużo MST.
Tu zbytnio nie pamiętam G1 i G2, walka była zacięta, moje ręce w tym turnieju nie były zbyt dobre, tasowałem kiepsko, a jak już coś podchodziło, to Fisty pokazywały pazur wyciągając często chory dmg

.
G3: Najciekawsza w całym turnieju, było już późno, wszyscy nas obserwowali, udało mi się kontrolować grę przez więszość czasu, unikałem robienia XYZów, żeby nie przegrać na card adventage, jak to z gadgetem bywa, a to zgubne, dzięki odpowiednio dobranym kontrom maras nie był zdolny do wrzucenia czegoś bardziej denerwującego, jednak backrow nadal kąsał niezmiernie. Widząc słabą pozycję marasa, zaryzykowałem zrobienie Tiger Kinga, niestety Warning, choć nie dał on mu zbyt wiele, tak jak przewidywałem, pozwolił mi jedynie dokończyć grę w najbliższej turze.
Podsumowanie: Bałem się, nie chciałem drugiej porażki, bo byłoby mi już kompletnie wstyd, ale z czasem będzie tylko trudniej.
WIN: 2:1Po turnieju skoczyliśmy na Mokrego Kebsika

, potem browar, jak to potomkowie Wikingów poprzeklinaliśmy, Cyfry skuł się niesamowicie, pogadaliśmy, pośmialiśmy się (kolejność dowolna), a potem z Grudziądzem zajechałem do swej małej mieściny. Gdzie znów czekał na mnie alkohol :<.
Było przednio, czuję jedynie niedosyt, bo nie mogłem rozwinąć swoich zagrań poza jednym otk z cyfrym. Muszę tasować lepiej.
Podziękowania:
- Dla Beliego, za użyczenie Abyss Dwellera

.
- Dla wszystkich przybyłych z Torunia i z bardziej odległych miejsc, za granie i tworzenie przedniej atmosfery

.