Cimo trochę dzieli włos na czworo, bo owszem, szczęście nie jest w 100% jednoznaczne z prawdopodobieństwem, to w wielu przypadkach można stosować te terminy wymiennie. Jego przykład z Brilliant Fusion właśnie to pokazuje: jeżeli ktoś musi grać tego Garneta, to jest to kwestia prawdopodobieństwa, że kiedyś się zacznie z nim na ręce. Jeżeli jednak ktoś gra dwie gry w meczu i obydwie zaczyna z Garnetem, przez co przegrywa, to może mówić o pechu. Nie może wywalić tego Garneta, bo jest ważną częścią jego strategii i musi się pogodzić z tym, że od czasu do czasu go dobierze. Co więcej, nie da się zbudować decku, który byłby w 100% konsystentny, tzn. każda kombinacja kart zapewnia zrobienie jakiegoś comba. Zdarzyło mi się raz dla zabawy wrzucić do decku Shiranui, Predaplanty, Windwitche, Artifacty i Vendready. Każdy z tych engine'ów wymagał zasadniczo jednej karty, żeby "coś zrobić" (Solitaire, Ophrys Scorpio/Lonefire, Ice Bell, Sanctum, Pre-preparation) więc łącznie 18 kart na 40 same z siebie "coś" robiło (inna kwestia, że nie miało to sensu, bo enginy wzajemnie sobie przeszkadzały, ale to nie ma tu znaczenia
), a mimo to jak najbardziej możliwe było nie dobranie żadnej z nich. Zatem zakładając, że ktoś chce działać przede wszystkim w celu zmniejszenia szansy brick handa może uzyskać naprawdę wysoki wynik (np. SS Trickstar przed bańką, gdzie jednokartowych starterów było z 15) i to nazwiemy kalkulowaniem prawdopodobieństwa, ale w sytuacji, w której Arashel grając na mnie tym deckiem dwa razy z rzędu zaczyna z kompletem drolli na ręce, będziemy raczej mówić o pechu, a nie o tym, że źle zbudował talię i przez to zbrickował.
No i tu trzeba podkreślić, że konsystencja nie jest wszystkim, bo gdyby to był jedyny liczący się czynnik, to wszyscy by grali 3x
Magical Mallet i jeszcze pewnie do tego 3x
Reload. Konsystencja sama w sobie nic nie daje, bo zwycięski deck to taki który konsystentnie COŚ robi i to COŚ, jakiś win condition, jest na tyle ważne, że czasami wymaga zmniejszenia konsystencji, aby grać przykładowego Garneta dla mocy uzyskanej przy dobraniu Brilliant Fusion. Najprościej mówiąc, jeżeli przeciwnik grałby 35 Upstart Goblinów, 4 Luster Dragony i Heavy Storm, to przegrałby nawet ze starter deckiem yugiego, mimo że miałby 100% konsystencji, bo mógłby się dokopać do każdej karty w talii w jedną turę.
Co do topdecku: ponownie, pewnych sytuacji nie da się ująć wyłącznie w ramy searchu i deck thinningu. Znowu mogę przywołać Arashela (stary, jeśli to czytasz - ciebie się prawdopodobieństwo nie ima), który w 60-kartowym inferoidzie hard drawował na start Trawę i Raigeki, obydwie karty niesearchowalne i zlimitowane, więc nie była to kwestia dobrej konstrukcji. Miał określone matematycznie szanse na wyciągnięcie każdej z nich; jeśli dostał obydwie na start, to ziszczenie się tego mikroskopijnego prawdopodobieństwa nazwiemy popularnie szczęściem.
Co mirror matchy zgadzam się, one są właśnie wyraźnie skillowe, bo na ogół wygrywa ten, kto lepiej poznał wszystkie opcje i strategie oferowane przez deck (w czym zawiera się też kwestia tego, kto ten deck lepiej zbudował).
Podsumowując: prawie 14 minut gadania o tym, co każdy z nas usłyszał i/lub powiedział wielokrotnie na turniejach, a co da się zamknąć w jednym zdaniu, czyli "gracz Yugioh ma wpływ na prawdopodobieństwo swojego sukcesu przez dobry deckbuilding i dobrą strategię". Odkrywcze.