Rotacja to głupota. Zmuszanie graczy do wybierania sobie jednego z 4 decków pewnie nie miałoby znaczenia, dla takich ludzi, jak Hoban, którzy tak czy siak na nic innego nie spojrzą, ale masę ludzi (w tym mnie), którzy chcą mieć choć odrobinę zabawy z czegoś, co do zabawy zostało wymyślone, zniechęciłoby do gry totalnie. I tu płynnie przechodzimy do ogólniejszych wniosków na temat ygo, czyli...
...możliwości. Fakt, jak wiele mogę zrobić na poziomie deckbuildingu i samej gry, sprawia, że yug jeszcze mi się nie znudził (a powinien po takim czasie). W żadną inną karciankę nie grałem tak naprawdę, ale większość popularnych liznąłem. Żadna nie pozwala zrobić tak wiele, zarówno w zakresie kręcenia combosów i setupów w trakcie gry, jak i budowania decków. Przy ygo trzyma mnie właśnie to, że średnio co drugi dzień mam jakiś nowy pomysł, ciągle znajduję nowe interakcje między kartami, czasem między starymi i nowymi, a czasem między starymi a starymi, których wcześniej nie byłem świadomy. Szerokie pole do popisu sprawia, że trudno mi się znudzić grą. No ale to nie dla "top" graczy, którzy, nie dość, że muszą koniecznie grać top tiera (nie potępiam tego, w końcu chcą wygrać), to jeszcze do tego najlepiej zerżniętą listą, która coś tam topnęła. Jestem pewien, że w taką grę długo bym nie pograł - po prostu by mnie znudziła.
O obecnym power creepie nie ma co gadać, potrzebna jest po prostu duża bańka, która ten bajzel posprząta i Konami musi się ogarnąć w swojej "ewolucji", bo niedługo dojdą do schyłku.