A skrobnę coś pierwszy raz od wielu, wielu miesięcy.
Dziś zaliczyłem powrót na scenę yuga, w zasadzie od nieudanych MPków w maju nie miałem okazji pograć w jakimś turnieju. Dziś trafiła się szansa, zaliczyłem debiut w Link formacie nie mając w ogóle wiedzy na temat obecnej mety oraz jakichkolwiek counterplayów. Nie miałem też czasu zbudować czegokolwiek, więc z pomocą Cienistego ogarneliśmy na szybko Shaddoll Traina. Wiedziałem, że ten deck jest słabszy niż przed linkami, ale o dziwo spisał się całkiem przyzwoicie. Miałem też sporo szczęścia w wygranych meczach.
Wraz z Cienistym wyruszyliśmy z rana pociągiem do Krakowa, po drodze dołączył do nas Xypian. W Krakowie odebrał nas Odo Dodo aka Yugi MODO a w galerii trafiliśmy jeszcze na Bengera, więc nie mieliśmy problemu z trafieniem do Hexa
Zapisy, parowanie i co? Jechałem tu z Kamilem po to by na niego zagrać
M1 vs Cienisty (Monarch)
G1: Kostkę chyba przegrałem, ale dla mnie to i tak bez znaczenia, bo raczej chcę iść drugim. Kamil zbrickował, ja w sumie też, a rzucony
Pot of Desires wywalił mi 3
Heavy Freight Train Derricrane'y na banish :facepalm: . Na szczęście
Skill Drain +
Night Express Knight uratowały grę.
G2: Autyzmu ciąg dalszy. Otwieram z
Mask of Restrict i zablokowałem zarówno siebie jak i Kamila, bo nie mogłem przez kilka dobrych rund dobrać czegokolwiek co mógłbym postawić na stół, z kolei opp nie mógł mi ściągnąć tej maski. Robił wszystko by dobrać
Linkslayer'a i spalić mi trapa i najpewniej udałoby mu się odwrócić grę gdyby nie fakt, że złapała nas terminacja i zakończyłem z większą ilością życia, pomimo że board był już bardzo niekorzystny. GG
1:0
M2 vs Zolirex (Spyral)
G1: Boleśnie odczułem co to znaczy Spyral idący 1st. Pograł sobie chłopak w pasjansa, zostawił boarda z 4 potami. W swojej turze coś próbowałem zrobić ale szybko mi popnął karty i było gg.
G2: Tym razem idę pierwszy, dobrałem nawet
Droll & Lock Birda ale żadnej opcji żeby wpuścić chociażby XYZa na board. Droll przestallował mi turę, ale w końcowym rezultacie Kuba nie pozostawił mi szans. GG
1:1
M3 vs Yugi MODO (Monarch bez Obeliska :lul: )
G1: Konrad idzie first, stawia
Linkslayer'a, wrzuca
Vanity's Fiend i pas. Dobieram topdeck
Dark Hole :PogChamp: wjeżdżam chyba
Number 81: Superdreadnought Rail Cannon Super Dora i wciskam dmg. Opp chyba za bardzo nie mógł z tym nic zrobić i win.
G2: Znów otwieram z
Mask of Restrict. Konrad chce coś grać, ale maska go blokuje, ale opp nie pozostaje dłużny. Na mój summon
Night Express Knight i
Exodius the Ultimate Forbidden Lord odpala mi
Flying "C" no i sytuacja patowa. Na szczęście szybko dobrałem
Forbidden Chalice, więc chociaż Knight mógł zbijać mu wasali, a Flying mordował go po 700. To był wyścig z czasem, bo z 2x
Pot of Desires poleciało w sumie 20 kart na banish i byłem bliski deckoutu. Na moje szczęście Konrad w pewnym momencie nie był w stanie już przyzywać więcej stworów więc udało mi się go zbić do 0 :P Ogólnie obe gry cisnęliśmy bekę z siebie, za co przepraszamy wszystkich tych, którzy grali obok, a chcieli trochę przytryhardować :P GG
M4 vs Krystian - nicku nie znam, uzupełnię, gdy się pojawi raport (Pendulum Magician)
Bardzo entuzjastyczny człowiek, który pragnął zagrać sobie na pociągi i jego pragnienie się ziściło w ostatniej rundzie :P
G1: Gra całkiem wyrównana,
Interrupted Kaiju Slumber zczyścił mu fielda z
Number 41: Bagooska the Terribly Tired Tapir i jakiegoś penduluma. Niestety magicianowy trap mocno mi obijał fielda. Chyba też dostałem
Ghost Ogre & Snow Rabbit w jednym momencie i to najprawdopodobniej przeważyło o tym, że ta gra była w plecy.
G2: Niestety brick, a nawet jak coś chciałem zrobić to znów ten trap + znów ten
Ghost Ogre & Snow Rabbit i było po temacie. GG
Miejsce 5 na 12 bodajże, po długiej przerwie, braku ogrania oraz jakim deckiem wystartowałem to uważam to miejsce za całkiem dobre. Z draftu wziąłem sobie
Overtex Qoatlus. Wygrał Kuba, który zgarnął jakiegoś Linka w UR. Graty
@Nimrod Tym kolegą byłem ja, ale nie mam żadnych pretensji, bo ostatni i jedyny raz widzieliśmy się bodajże rok temu. Postaram się jednak częściej wpadać
Tyle ode mnie, dzięki Krakowie za przypomnienie sobie jakie to fajne uczucie porzucać kartonikami z dobrymi ludźmi. Pozdro pany