No dobra. Zacznę od informacji:
- Tym razem będzie to rozdział ze względu na długość
- Akcja rozgrywa się w naszym świecie, lecz wydarzenia w pełni należą do fantastyki
- Wiek od trzynastego roku życia, może podskoczyć
- Markus tym razem będzie nazywał się Marcin
No to lecimy z koksem
ROZDZIAŁ 1
Godzina druga nad ranem, Baranów. Teoretycznie wszyscy powinni spać, w końcu to nie Nowy York. Marcin postanowił któryś raz z kolei być wyjątkiem od reguły. Nawet mu się nie chciało spać. Wszystko przez budowanie nowej rękawicy do gry. Do gry o nazwie Battle Monsters. Karcianka była jedną z jego wielu pasji. Po za nią była muzyka, teatr, piłka ręczna i książki. Jego rówieśników interesował LOL, CS, czy World of Tanks, a także piłka nożna której chłopak nie znosił. Wiele osób drwiło z jego inności, lecz sam Marcin miał to gdzieś. Nie czuł potrzeby bycia w centrum uwagi, to też nic nie robił by inni przestali z niego żartować. Ale wróćmy do głównego wątku. Od miesięcy tworzył swój wynalazek, lecz nie miała to być zwykła rękawica która rzucała projekcję potworów, o nie. Tym razem wszystko miał być prawdziwe. Kilkukrotnie był pewien że ją skończył. Za pierwszą próbą kopnęła go prądem, innym razem zapaliła się, a płomień nie oszczędził jego ręki ani kart. Po tym incydencie mama zabroniła mu jakichkolwiek prac z rękawicą, oczywiście bojąc się o własnego synka. od tego czasu Marcin krył się, budował po nocach, byleby go matka nie ochrzaniła. Według planu miał ukończyć tworzenie właśnie dziś. Nie pomylił się. Ocierając pot z czoła podziwiał efekty swojego trudu. Gratulował sobie w duchu wytrwałości, czego matka by nie pochwalała. Był jeden problem: co jeśli znowu nie działa? Chłopak wybrał jedyną opcję, którą dostrzegał: sprawdzić. Po cichaczu narzucił na siebie pierwsze lepsze ubrania, wrzucił jakąś talie do plecaka, świeżo skończony wynalazek i wymknął się z domu, kierując się na "Orlika".
Po wyjściu z domu zaczął żałować, że nie ubrał czegoś grubszego. Wiatr zacinał z każdej możliwej strony, Marcin mógł jedynie objąć się ramionami by się ogrzać. Jednak to nie to wzbudzało u niego niepokój. Całą trasę miał wrażenie, że ktoś go obserwuje. Mama? Usłyszała że wychodzi? Wiedziała o jego nocnym trybie życia? Wzdrygnął się na samą myśl jeśli mogła to być jego matka. Nie potrafił sobie wyobrazić, jak wielki dostałby ochrzan za to wszystko. W końcu pokonując pół kilometra doszedł do celu, który był z każdej strony otoczony polem, prócz drogi dojazdowej. Na "Orliku" były trzy boiska: pierwsze wielofunkcyjne, drugie do piłki nożnej ze sztuczną murawą i trzecie, pełnowymiarowe boisko z prawdziwą trawą. wybrał boisko do charatania gały. Nie było nikogo, prócz niego samego. Księżyc oświetlał świeżo skoszoną murawę, która wręcz kuła swym zapachem obciętej trawy. Mimo wszystko chłopak nadal nie był spokojny. Cały czas miał wrażenie że ktoś go obserwuje zza kłosów zboża, lecz gdy się odwracał nikogo nie widział
- To tylko twoja psychicznie chora wyobraźnia, ogarnij się chłopie - zganił się Marcin
Wyciągnął deck i rękawicę z plecaka, założył wynik pracy na lewą rękę i załadował talię. Chłopak wziął głęboki oddech uspokajając nerwy. Bał się że znowu coś się stanie. Zamknął oczy, zacisnął zęby i nacisnął guzik z napisem "on" czekając na wydarzenia.
Do jego uszu dotarł dźwięk ładowania się punktów życia. Dopiero teraz uchylił prawą powiekę i spojrzał na to co się dzieje. Rękawica nie strzelała kartami, nie wybuchała mu w twarz, nie prosiła o monetę, tylko działała normalnie i całkowicie poprawnie. Marcin pozwolił sobie na okrzyk radości, po czym dobrał pięć kart i się skrzywił.
- Wszystko super, ale dlaczego wziąłem tą niegrywalną sklejkę?? - rzekł Marcin wybierając
Deep Sea Diva i przyzwał ją. miała może metr wzrostu, lecz była niezwykle piękna. Pachniała morską bryzą, a z jej ciała ściekała woda z oceanu. Chłopak zafascynowany nie potrafił oderwać oczu, lecz po minucie czy dwóch potrząsnął głową i podszedł do niej, pragnąc ją dotknąć. Nie była to najmądrzejsza decyzja. Diva go po prostu zaatakowała [8000>>>7800]! Zszokowany Marcin upadł, lecz szybko się podniósł. Wiedział, że osiągnął cel! Poszedł nieco dalej; użył efektu stwora, do przyzwania
Legendary Atlantean Tridon który po trybucie jego samego i divy specjalnie przyzwał z talii
Poseidra, the Atlantean Dragon. Smok w trakcie przyzwania wydał z siebie niesamowity ryk. Chłopak w pierwszej chwili zamarł, ale zaraz potem zaczął szaleć z radości, bo w końcu jego wynalazek działał! Jego trud w końcu przyniósł efekty! Radość przerwał dźwięk dochodzący z wynalazku. krew w żyłach mu zamarzła. Czyżby cieszył się za wcześnie? Powoli odwrócił spojrzenie w stronę rękawicy. Na wyświetlaczu ujrzał rysunek rozładowanej baterii. Marcin odetchnął z ulgą. Po tym wszystkim, postanowił wrócić do domu.
- Dość emocji jak na jedną noc.
W drodze powrotnej również zachowywał ciszę. Gdy doszedł do pierwszego budynku, coś zakłóciło spokój.
- Ciszej tam hultaju!! - powiedział staruszek, siedzący na ławce przed chatką paląc fajkę i trzymając strzelbę w ręce.
Do chłopaka dotarło, że musiał go obudzić, a zrobił to rykiem Poseidry. Widać było zdenerwowanie starszej osoby. Marcin nie chcąc zwady przybrał pokojowe nastawienie.
- Bardzo przepraszam, już wracam do siebie.
- Lepiej idź stąd, zanim wezwę milicję!!
- Już odchodzę, przepraszam za kłopot!
Chłopak już prawie biegł. Jeszcze tylko Pan Stachowski mu był potrzebny. Niestety, to nie był koniec problemów.
Na ganku przed domem stała mama. Marcin stał jak wryty przed płotem z otwartymi ustami patrząc na kobietę, która wlepiła w niego spojrzenie ostre jak brzytwa.
- Bardzo przepraszam...
- Nie tłumacz mi się Marcinie Mateuszu Gadęwa! Oddaj mi to!
- Tym razem się udało! nic mi się nie stało!
- NIE OBCHODZI MNIE TO! Dawaj mi to ustrojstwo!
Chłopak bez słowa wszedł do domu, a zanim rozwścieczona mama z rękawicą do gry. Rozeszli się do swoich sypialni. Chłopaka konfiskata rękawicy nie bolała. Wiedział gdzie mama ją ukryje, a nawet jak zginie, miał plany i projekty. Może zrobić nową.
================================================================================
{W międzyczasie, gdy Marcin zbiera ochrzany, wśród kłosów zbóż...}
Piękna z twarzy kobieta śledziła chłopca wzrokiem, dopóki ten nie skręcił w inną uliczkę. Sięgneła po swoją komórkę i wybrała kontakt o nazwie "Boss". po paru sygnałach usłyszała ziewnięcie w słuchawce. Szybko zareagowała.
- Szefie? - Rzekł damski głos w języku angielskim
- Boże, Nathalie, co chcesz? - Odezwał się niski, zaspany głos, za który niejedna stacja radiowa dałaby się posiekać. Mężczyzna również używał angielskiego.
- On już to skończył - Powiedziała Nathalie
- Serio? - Rozmówca się całkowicie ożywił - Jesteś tego pewna? -
- Jego zachowanie, a także zachowanie wypuszczanych stworów, świadczy że ukończył prace
Po drugiej stronie rozległ się śmiech. Zimny, pusty, jakby bez uczuć.
- Wiesz co teraz? - powiedział chłodno mężczyzna
- Wiem - równie chłodno odpowiedziała, po czym usłyszała sygnał oznaczający koniec rozmowy. włożyła komórkę do kieszeni, po czym westchnęła.
- Szykuj się, Marcinie
...
Rozdział ciut krótki, ale chyba przez brak pojedynku :)
Teraz bardzo prosze powiedzcie: Czy jest lepiej?